dwa lata później..
– Wyglądamy pięknie – stwierdziła Rox.
– Chłopakom aż szczena opadnie – zaśmiała się Danielle.
– Szczególnie, że jeszcze rano wyglądałyśmy okropnie. Makijaż czyni cuda. Zdecydowanie.-podsumowałam, przyglądając się sobie i moim przyjaciółkom. Byłam ubrana w białą bombkowatą sukienkę do kolan na grubszych ramiączkach i z lekkim dekoltem. Włosy miałam naturalnie kręcone ze spiętą grzywką do góry. Rox miała na sobie białą przylegającą sukienkę tej samej długości z rękawem trzy czwarte i włosy spięte w kok. Danielle za to przystroiła się w zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach, która też sięgała jej do kolan. Włosy tak jak ja miała naturalnie kręcone, z którymi nie musiała nic kompletnie robić. We trójkę miałyśmy wczepione we włosy przeźroczysto białe welony. Dzisiaj był nasz dzień. Bo w końcu są to nasze ostatnie chwile przed ślubem, w dodatku potrójnym. Tak, tak. Dzisiaj ja, Rox i Dan wychodzimy za naszych przystojniaków w tym samym czasie. Jak to na normalnych inaczej przystało. Czemu z Lou zwlekałam aż dwa lata? Przez trasy koncertowe chłopaków i moje występy w teatrze-to jest wersja oficjalna. Jednak zajęło mi trochę czasu otrząśnięcie się po śmierci mojego małego skarba.. W szóstym miesiącu ciąży zaczęłam słabnąć i często wymiotować. Okazało się, że dziecko we mnie obumiera, przy okazji wykańczając mnie. Ponad miesiąc leżałam w szpitalu. Lekarze szukali sposobu by uratować naszą dwójkę. Nie udało się. W siódmym miesiącu moja mała dziewczynka przestała oddychać. To był ogromny cios zarówno dla mnie jak i dla Louisa i całej reszty. Dopiero niedawno zaczęłam normalnie funkcjonować i właśnie dzisiaj przypieczętuję mój związek z Lou przysięgą zobowiązującą na zawsze.
– Drogie panie, czas na was – usłyszałyśmy za sobą głos mojego taty. Po raz ostatni przeglądnęłyśmy się w lustrze, po czym skierowałyśmy się do wyjścia. Wzięłam tatę pod rękę.
– Wyglądasz pięknie – powiedział, co ja obdarzyłam go uśmiechem. Ślub ma odbyć się na plaży przed ogromnym hotelem, z którego właśnie wychodzimy. W połowie drogi przyłączyłam się do moich przyjaciółek, łapiąc obie za ręce.
– Gotowe? – spytałam.
– Gotowe – odparły jednogłośnie.
Z oddali było już słychać nastrojową muzykę, oznaczającą, że zbliżamy się do "ołtarza". Na sam dźwięk melodii, serce zaczęło mi bić jak opętane. W dodatku jak to na mnie przystało, w sytuacji kiedy powinnam zachować powagę, zachciało mi się śmiać. Normalka. W dalszym ciągu nie dociera to do mnie, że za kilka chwil będą żoną Louisa. Nawet brzmi to dziwnie. Żona Louisa-Emma. Żona Louisa Tomlinsona-Emma.. Emma Tomlinson. Nie Colins, tylko Tomlinson. O matko...
*późne godziny wieczorne, wesele*
Kolejny wolny taniec z moim ukochanym. W jego objęciach. Jest cudownie. Kiwamy się w rytm muzyki patrząc sobie w oczy i uśmiechając się do siebie. Obok nas tańczą jeszcze dwie dzisiejsze pary młode, a wszyscy stoją w kole i nas obserwują. Normalnie by mi to przeszkadzało, ale w tym momencie mam przy sobie wszystko co jest mi potrzebne i nic inne się nie liczy.
– Oni się na nas patrzą – powiedział cicho Louis z żalem.
– No co ty, nie zauważyłam.
– Nie przeszkadza ci to?
– Może trochę – przyznałam.
– Urywamy się stąd? Rox z Harrym już dawno sobie poszli – po jego słowach rozglądnęłam się po parkiecie. Faktycznie. Byłam tam już tylko ja z Lou i Danielle z Liamem.
– Mi pasuje – zgodziłam się. Tommo długo nie myśląc, puścił mnie z uścisku i chwycił za rękę. Oboje skierowaliśmy się do wyjścia z hotelu. Na nasze szczęście zostaliśmy niezauważeni z powodu przemowy chłopaka z zespoliku, który grał na weselu. Wyszliśmy z hotelu, kierując się na plażę. Pogoda była idealna. Nie było zimno, a na granatowym niebie widniał pełny księżyc. Szliśmy wzdłuż brzegu.
– Jak pięknie – wyrwało mi się z ust. – Kto by pomyślał, że trafimy na taką pogodę.
– Zgadzam się, ale pod innym względem – po wypowiedzeniu tych słów zatrzymał się, jednocześnie zmuszając mnie do postoju. Ponownie objął mnie w pasie, a ja owinęłam ręce wokół jego szyi. – Jest pięknie, bo wreszcie jesteś moją żoną i tak łatwo mi teraz nie uciekniesz – uśmiechnął się zwycięsko.
– Jesteś tego pewien?
– Mhm – mruknął przybliżając swoją twarz do mojej, a ja poszłam w jego ślady. Jednak nie miałam w planach go całować. Najpierw wolę się trochę podroczyć, więc kiedy nasze usta już się stykały, wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam uciekać.
– Niech tylko ciebie dorwę! – usłyszałam za swoimi plecami, na co tylko się zaśmiałam i czym prędzej biegłam w kierunku drugiego wejścia do hotelu, gdzie znajdował się nasz pokój. Czułam jak Tommo się do mnie zbliża, ale nie dawałam za wygraną. Wbiegłam do recepcji. Zobaczyłam zamykającą się pustą windę. W ostatniej chwili zdążyłam do niej wbiec i kiedy stałam oparta o ścianę, dobiegł tam Lou, przed którym zamknęły się drzwi. Nacisnęłam guzik z numerem dwa, bo na tym piętrze znajdował się nasz pokój. Zanim się obejrzałam usłyszałam dźwięk informujący mnie, że jestem już na miejscu. Wyszłam z windy kierując się do pokoju z numerem osiemdziesiąt dziewięć. Kilka kroków później znajdowałam się pod odpowiednimi drzwiami. Z małej torebeczki wyciągnęłam kartę i już chciałam nią przejechać po czytniku, kiedy usłyszałam znajomy głos kilka metrów za sobą.
– Emmo Tomlinson, jesteś martwa! – był to oczywiście zdyszany Louis, który kierował się w moją stronę. Zanim się obejrzałam stał już przy mnie, opierając obie ręce na ścianie, co uniemożliwiało mi jakąkolwiek ucieczkę. – Czy ci kiedyś się kiedyś znudzi to pogrywanie ze mną? – spytał.
– Nic nie obiecuję – uśmiechnęłam się chytrze, owijając ręce wokół jego szyi. – Kocham cię, wiesz?
– Teraz nawet coś takiego ci nie pomoże – pokiwał głową, po czym zanim się obejrzałam wessał się w moje usta. Właśnie w tym momencie macie odpowiedź na to czemu lubię z nim pogrywać. Bo kiedy w końcu ulegam, mogę liczyć na dwa razy większą czułość. W tym wypadku też tak było. Tommo przyciskał mnie do ściany składając na moich ustach przepełnione namiętnością pocałunki, które oczywiście odwzajemniałam. Nie wiem jakim cudem Louis otworzył drzwi, bez wcześniejszego przejechania katą po czytniku. Zamknęliśmy je za sobą, kierując się na duże dwuosobowe łóżko. Lou, delikatnie mnie na nie popchnął. Wcześniejsze spożywanie alkoholu, spowodowało, że bezwładnie opadłam na nie, a Louis zaraz na mnie.
– Przygniatasz pannę młodą – zaśmiałam się.
– Tak się kończy drażnienie przystojnego pana młodego, moja droga – musnął moje usta.
– Przystojnego? Coś mi tu nie gra.
– Czy śmiesz wątpić w moje bóstwo, niewiasto? – spytał z dziwnym akcentem, który od razu mnie rozśmieszył.
– A co jeśli tak? – uśmiechnęłam się chytrze.
–Wtedy ciężkie będą twoje losy dzisiejszej nocy.
– Już się boję – pstryknęłam go w nos.
– Powinnaś. Gdy bóg piękności i zabawności się zdenerwuje ludzkość czeka zagłada.
– Zgładzona to się jakoś nie czuje. Bardziej ZGNIECIONA – powiedziałam dając nacisk na ostatnie słowo. Louis długo nie myśląc przeturlał nas tak, że to ja tym razem leżałam na nim.
-Lepiej? – spytał.
– A co czyżby dla mojego bóstwa przeszła złość? – odparłam pytaniem na pytanie.
– Bóg piękności i zabawności nie powinien mieć sporów ze swoją boginią – uśmiechnął się łobuzersko, kładąc ręce na moich plecach zataczając przy tym kółka, które przyprawiały mnie o dreszcze. – Powinniśmy się łączyć wspólnym uczuciu i pożądaniu.
– A jednak wyszłam za kogoś nienormalnego – zaśmiałam się, opierając ręce koło dwóch stron jego głowy, palce przy tym wplątując mu we włosy.
– Trafił swój na swojego, kochanie.-podsumował, z powrotem przewracając nas na pierwotną pozycję. – Noc poślubną czas zacząć moja piękna – powiedział, po raz kolejny obdarzając mnie łobuzerskim uśmiechem. Następnie wessał się w moje usta, składając na nich czułe, ale zarazem zachłanne pocałunki.
Co tu dużo mówić? Kocham tego wariata, który w tym momencie się do mnie dobiera. Kocham jego styl bycia i jego sposób mówienia. Kocham jego oczy, usta, włosy... Kocham każdą część jego ciała. Kocham jego bliskość, uśmiech i pocałunki. Kocham jak mnie przytula i mówi jak bardzo mu na mnie zależy. Kocham to uczucie pieprzonego bezpieczeństwa, które jest dla mnie tak niesamowicie ważne. Kocham jego poczucie humoru i przystosowanie się do każdej sytuacji. Kocham go tak na zawsze i jeden dzień dłużej. Szczęśliwe zakończenie? I żyli długo i szczęśliwie? Jeżeli do końca będę miała przy sobie moją własną część One Direction, którym jest Louis Tomlinson, to zdecydowanie tak.
– Wyglądamy pięknie – stwierdziła Rox.
– Chłopakom aż szczena opadnie – zaśmiała się Danielle.
– Szczególnie, że jeszcze rano wyglądałyśmy okropnie. Makijaż czyni cuda. Zdecydowanie.-podsumowałam, przyglądając się sobie i moim przyjaciółkom. Byłam ubrana w białą bombkowatą sukienkę do kolan na grubszych ramiączkach i z lekkim dekoltem. Włosy miałam naturalnie kręcone ze spiętą grzywką do góry. Rox miała na sobie białą przylegającą sukienkę tej samej długości z rękawem trzy czwarte i włosy spięte w kok. Danielle za to przystroiła się w zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach, która też sięgała jej do kolan. Włosy tak jak ja miała naturalnie kręcone, z którymi nie musiała nic kompletnie robić. We trójkę miałyśmy wczepione we włosy przeźroczysto białe welony. Dzisiaj był nasz dzień. Bo w końcu są to nasze ostatnie chwile przed ślubem, w dodatku potrójnym. Tak, tak. Dzisiaj ja, Rox i Dan wychodzimy za naszych przystojniaków w tym samym czasie. Jak to na normalnych inaczej przystało. Czemu z Lou zwlekałam aż dwa lata? Przez trasy koncertowe chłopaków i moje występy w teatrze-to jest wersja oficjalna. Jednak zajęło mi trochę czasu otrząśnięcie się po śmierci mojego małego skarba.. W szóstym miesiącu ciąży zaczęłam słabnąć i często wymiotować. Okazało się, że dziecko we mnie obumiera, przy okazji wykańczając mnie. Ponad miesiąc leżałam w szpitalu. Lekarze szukali sposobu by uratować naszą dwójkę. Nie udało się. W siódmym miesiącu moja mała dziewczynka przestała oddychać. To był ogromny cios zarówno dla mnie jak i dla Louisa i całej reszty. Dopiero niedawno zaczęłam normalnie funkcjonować i właśnie dzisiaj przypieczętuję mój związek z Lou przysięgą zobowiązującą na zawsze.
– Drogie panie, czas na was – usłyszałyśmy za sobą głos mojego taty. Po raz ostatni przeglądnęłyśmy się w lustrze, po czym skierowałyśmy się do wyjścia. Wzięłam tatę pod rękę.
– Wyglądasz pięknie – powiedział, co ja obdarzyłam go uśmiechem. Ślub ma odbyć się na plaży przed ogromnym hotelem, z którego właśnie wychodzimy. W połowie drogi przyłączyłam się do moich przyjaciółek, łapiąc obie za ręce.
– Gotowe? – spytałam.
– Gotowe – odparły jednogłośnie.
Z oddali było już słychać nastrojową muzykę, oznaczającą, że zbliżamy się do "ołtarza". Na sam dźwięk melodii, serce zaczęło mi bić jak opętane. W dodatku jak to na mnie przystało, w sytuacji kiedy powinnam zachować powagę, zachciało mi się śmiać. Normalka. W dalszym ciągu nie dociera to do mnie, że za kilka chwil będą żoną Louisa. Nawet brzmi to dziwnie. Żona Louisa-Emma. Żona Louisa Tomlinsona-Emma.. Emma Tomlinson. Nie Colins, tylko Tomlinson. O matko...
*późne godziny wieczorne, wesele*
Kolejny wolny taniec z moim ukochanym. W jego objęciach. Jest cudownie. Kiwamy się w rytm muzyki patrząc sobie w oczy i uśmiechając się do siebie. Obok nas tańczą jeszcze dwie dzisiejsze pary młode, a wszyscy stoją w kole i nas obserwują. Normalnie by mi to przeszkadzało, ale w tym momencie mam przy sobie wszystko co jest mi potrzebne i nic inne się nie liczy.
– Oni się na nas patrzą – powiedział cicho Louis z żalem.
– No co ty, nie zauważyłam.
– Nie przeszkadza ci to?
– Może trochę – przyznałam.
– Urywamy się stąd? Rox z Harrym już dawno sobie poszli – po jego słowach rozglądnęłam się po parkiecie. Faktycznie. Byłam tam już tylko ja z Lou i Danielle z Liamem.
– Mi pasuje – zgodziłam się. Tommo długo nie myśląc, puścił mnie z uścisku i chwycił za rękę. Oboje skierowaliśmy się do wyjścia z hotelu. Na nasze szczęście zostaliśmy niezauważeni z powodu przemowy chłopaka z zespoliku, który grał na weselu. Wyszliśmy z hotelu, kierując się na plażę. Pogoda była idealna. Nie było zimno, a na granatowym niebie widniał pełny księżyc. Szliśmy wzdłuż brzegu.
– Jak pięknie – wyrwało mi się z ust. – Kto by pomyślał, że trafimy na taką pogodę.
– Zgadzam się, ale pod innym względem – po wypowiedzeniu tych słów zatrzymał się, jednocześnie zmuszając mnie do postoju. Ponownie objął mnie w pasie, a ja owinęłam ręce wokół jego szyi. – Jest pięknie, bo wreszcie jesteś moją żoną i tak łatwo mi teraz nie uciekniesz – uśmiechnął się zwycięsko.
– Jesteś tego pewien?
– Mhm – mruknął przybliżając swoją twarz do mojej, a ja poszłam w jego ślady. Jednak nie miałam w planach go całować. Najpierw wolę się trochę podroczyć, więc kiedy nasze usta już się stykały, wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam uciekać.
– Niech tylko ciebie dorwę! – usłyszałam za swoimi plecami, na co tylko się zaśmiałam i czym prędzej biegłam w kierunku drugiego wejścia do hotelu, gdzie znajdował się nasz pokój. Czułam jak Tommo się do mnie zbliża, ale nie dawałam za wygraną. Wbiegłam do recepcji. Zobaczyłam zamykającą się pustą windę. W ostatniej chwili zdążyłam do niej wbiec i kiedy stałam oparta o ścianę, dobiegł tam Lou, przed którym zamknęły się drzwi. Nacisnęłam guzik z numerem dwa, bo na tym piętrze znajdował się nasz pokój. Zanim się obejrzałam usłyszałam dźwięk informujący mnie, że jestem już na miejscu. Wyszłam z windy kierując się do pokoju z numerem osiemdziesiąt dziewięć. Kilka kroków później znajdowałam się pod odpowiednimi drzwiami. Z małej torebeczki wyciągnęłam kartę i już chciałam nią przejechać po czytniku, kiedy usłyszałam znajomy głos kilka metrów za sobą.
– Emmo Tomlinson, jesteś martwa! – był to oczywiście zdyszany Louis, który kierował się w moją stronę. Zanim się obejrzałam stał już przy mnie, opierając obie ręce na ścianie, co uniemożliwiało mi jakąkolwiek ucieczkę. – Czy ci kiedyś się kiedyś znudzi to pogrywanie ze mną? – spytał.
– Nic nie obiecuję – uśmiechnęłam się chytrze, owijając ręce wokół jego szyi. – Kocham cię, wiesz?
– Teraz nawet coś takiego ci nie pomoże – pokiwał głową, po czym zanim się obejrzałam wessał się w moje usta. Właśnie w tym momencie macie odpowiedź na to czemu lubię z nim pogrywać. Bo kiedy w końcu ulegam, mogę liczyć na dwa razy większą czułość. W tym wypadku też tak było. Tommo przyciskał mnie do ściany składając na moich ustach przepełnione namiętnością pocałunki, które oczywiście odwzajemniałam. Nie wiem jakim cudem Louis otworzył drzwi, bez wcześniejszego przejechania katą po czytniku. Zamknęliśmy je za sobą, kierując się na duże dwuosobowe łóżko. Lou, delikatnie mnie na nie popchnął. Wcześniejsze spożywanie alkoholu, spowodowało, że bezwładnie opadłam na nie, a Louis zaraz na mnie.
– Przygniatasz pannę młodą – zaśmiałam się.
– Tak się kończy drażnienie przystojnego pana młodego, moja droga – musnął moje usta.
– Przystojnego? Coś mi tu nie gra.
– Czy śmiesz wątpić w moje bóstwo, niewiasto? – spytał z dziwnym akcentem, który od razu mnie rozśmieszył.
– A co jeśli tak? – uśmiechnęłam się chytrze.
–Wtedy ciężkie będą twoje losy dzisiejszej nocy.
– Już się boję – pstryknęłam go w nos.
– Powinnaś. Gdy bóg piękności i zabawności się zdenerwuje ludzkość czeka zagłada.
– Zgładzona to się jakoś nie czuje. Bardziej ZGNIECIONA – powiedziałam dając nacisk na ostatnie słowo. Louis długo nie myśląc przeturlał nas tak, że to ja tym razem leżałam na nim.
-Lepiej? – spytał.
– A co czyżby dla mojego bóstwa przeszła złość? – odparłam pytaniem na pytanie.
– Bóg piękności i zabawności nie powinien mieć sporów ze swoją boginią – uśmiechnął się łobuzersko, kładąc ręce na moich plecach zataczając przy tym kółka, które przyprawiały mnie o dreszcze. – Powinniśmy się łączyć wspólnym uczuciu i pożądaniu.
– A jednak wyszłam za kogoś nienormalnego – zaśmiałam się, opierając ręce koło dwóch stron jego głowy, palce przy tym wplątując mu we włosy.
– Trafił swój na swojego, kochanie.-podsumował, z powrotem przewracając nas na pierwotną pozycję. – Noc poślubną czas zacząć moja piękna – powiedział, po raz kolejny obdarzając mnie łobuzerskim uśmiechem. Następnie wessał się w moje usta, składając na nich czułe, ale zarazem zachłanne pocałunki.
Co tu dużo mówić? Kocham tego wariata, który w tym momencie się do mnie dobiera. Kocham jego styl bycia i jego sposób mówienia. Kocham jego oczy, usta, włosy... Kocham każdą część jego ciała. Kocham jego bliskość, uśmiech i pocałunki. Kocham jak mnie przytula i mówi jak bardzo mu na mnie zależy. Kocham to uczucie pieprzonego bezpieczeństwa, które jest dla mnie tak niesamowicie ważne. Kocham jego poczucie humoru i przystosowanie się do każdej sytuacji. Kocham go tak na zawsze i jeden dzień dłużej. Szczęśliwe zakończenie? I żyli długo i szczęśliwie? Jeżeli do końca będę miała przy sobie moją własną część One Direction, którym jest Louis Tomlinson, to zdecydowanie tak.
Beczę! Beczę jak głupia. Napisanie epilogu, było dla mnie na prawdę bardzo ciężkie. Bardzo związałam się z postacią Emmy, bo w jakimś stopniu odzwierciedlała mnie. Bardzo przywiązałam się do was. Dziękuję wam za wszystkie pozytywne komentarze- które motywowały mnie do pisania i wywoływały uśmiech na mojej twarzy-oraz za te negatywne, które uświadamiały mi, że muszę coś w swoim stylu pisania poprawić. Nigdy nie sądziłam, że aż tyle was tu będzie. Moim głównym celem założenia tego bloga była po prostu nuda i chęć odreagowania od realnego świata. Jednak to się zmieniło w coś silniejszego. Zmieniło się w uzależnienie od pisania o dalszych losach Emmy Colins, która w swoim życiu tak jak ja wiele przeżyła. Wracając do podziękowań. Wielkie DZIĘKI należy się osobom, które były z moim opowiadaniem od samego początku do końca, jak i całej reszcie, która znosiła moje przedłużanie czasu na dodawanie rozdziałów i głupie humorki. KOCHAM WAS <3 !
Czy to już koniec mojej przygody z pisaniem? Nienienienienienie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Już teraz chcę was zaprosić na mojego nowego bloga:
o boziu. też ryczę ;c
OdpowiedzUsuńJEŚLI PODOBA CI SIĘ MÓJ BLOG, KTÓRY NIEDŁUGO SIĘ SKOŃCZY, TO ZAPRASZAM TU: http://justlikeateenagedream.blogspot.com/ !:)))
jakoś nie mogę pogodzić się z tym, że to koniec całej historii. Będzie mi jej brakować :<
OdpowiedzUsuńdlaczego nie możesz kontynuować ? ja się pytam dlaczego ? ;) no cóż ... powiem tyle ... kocham to opowiadanie i jestem pewna, że kiedyś przeczytam je ponownie ... nawet kilka razy ^^
też się popłakałam. pamiętam kiedy pierwszy raz wpadłam na tego bloga. kiedy czytałam rozdziały to przeżywałam wszystko razem z Emmą. najbardziej popłakałam się na wątku o śmierci babci Emmy. natomiast śmiałam się na wątku, w którym byli nad jeziorem, ale też w innych scenach. tego bloga nigdy nie zapomnę i na pewno przeczytam Twojego następnego bloga.:)
OdpowiedzUsuńto opowiadanie jest niesamowite , jedne z moich ulubionych . jest mi strasznie przykro , że to już koniec . dziękuję ci za ten blog C: śle całusy i uściski :*
OdpowiedzUsuńpo prostu nie mogę się z tym pogodzić...
OdpowiedzUsuńi jeszcze dobijaj mnie, że Emma poroniła -,- płaczu 2 razy więcej ; (
KOCHAM TO ! <3 i już tak będzie . Moja inspiracja do napisania opowiadania : ))
Może i płakałam włączając laptopa, klikając na ikonkę internetu i pierwsze co wchodząc na Twojego bloga, bo właśnie tak było, chcąc sprawdzić czy jest w końcu epilog. I patrzę przez załzawione oczy i widzę, jest! No to czytam. Były momenty kiedy się uśmiechałam, i kiedy ogarniał mnie smutek, może dlatego, że Emma straciła dziecko, to było na prawdę przykre. Ogólnie jestem szczęśliwa, że młodzi Tomlinsonowie, jak to fajnie brzmi, są szczęśliwi i na pewno będą, ale też jest mi trudno się pogodzić, że to już koniec, bo również przywiązałam się do tego opowiadania, Emmy, Lou i innych bohaterów. Zdecydowanie był, jest i będzie jednym z moich ulubionych opowiadań, bo nie wiem czemu, może dlatego, że świetnie piszesz, przeżywałam z nimi smutek, żal ale także szczęście. Czasami to nawet przed snem, albo w tym tygodniu na lekcji języka polskiego, zaczęłam myśleć, co wymyślisz na koniec. Dziękuję Ci za te kilka miesięcy i czas, który poświęcałaś na pisanie dla nas, za chwile wzruszeń i uśmiechów, oraz życzę dalszych sukcesów w pisaniu :) ;*
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie, szkoda że już koniec, ale na szczęście masz drugie opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Heaven.
Niesamowity :D kocham tego bloga i wiem że o nim nie zapomnę :D
OdpowiedzUsuńBoski, boski! :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to dziecko umarło.;(
Czekam na otwarcie nowego bloga! :))
Boże ryczę .Nie wierzę ,że to już koniec .Przywiązałam się do tego bloga ,przywiązałam się do Ciebie .To piękne ,że można doczekac się tak wspaniałego dnia ,że można powiedziec sobie 'Tak' i byc już razem ,na zawsze .Doskonale pamiętam jak to się zaczęło ,pamiętam historię z listem od jej babci ,który czytała razem z Louisem .To to ich połączyło .Pamiętam każdy szczegół tego opowiadania ,w pewnym sensie się z nim zżyłam .Mam nadzieje ,że z następnym będzie tak samo .
OdpowiedzUsuńDziękuję ci ,dziękuję ci za wszystko .
Już koniec ;<. Przywiązałam się do tego bloga i mam nadzieję, że następny będzie tak samo genialny a może nawet i lepszy? Kto wie. Może i uśmiechałam się do ekranu jak jakaś głupia gdy to czytałam ale ogarnął mnie też smutek gdy przeczytałam, że stracili dziecko. Zaczęło się jednym głupim listem od zmarłej babci a skończyło na powiedzeniu sobie w tym jednym dniu magicznego słowa "Tak".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powodzenia w prowadzeniu następnego bloga. :)
To jest genialne!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, to jest przepiękne ;)
chciałam napisać Ci jakiś łądny komentarz na koniec..... al nie dam rady! szkoda , że już kończysz to opowiadanie :(
OdpowiedzUsuńi czekam na prolog na nowym blogu :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham to!!!<3 Ciesze się że zakończenie jest Happy end ;* A kto będzie głównym bohaterem z 1D w nowym opowiadaniu ?
OdpowiedzUsuńNiespodzianka ;)
UsuńBoże .! To jest genialne i takie romantyczne . <3
OdpowiedzUsuńPopłakałam się , naprawdę się popłakałam <33
Przyznam się bez bicia - popłakałam się jak głupia!! To jest świetne!! I zaraz przeczytam twojego bloga całego po raz (dosłownie) 10. Kocham go i nie mogę sobie wyobrazić, że to już koniec!! Ale czekam na dalsze opowieści:)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twój styl pisania. Prolog opisałaś nieziemsko, popłakałam się. Fajnie, że wszystko skończyło się happy endem :)
OdpowiedzUsuń+Obserwuję już twój nowy blog i czekam na prolog :D
CUDO! <3 Po prostu CUDO! <3
OdpowiedzUsuńPrzywiązałam się do Twojego bloga i mnie również ciężko jest się z nim pożegnać.
Ale jak to mówią: "Wszystko dobre, co się dobrze kończy " :)
Świetne! :D
OdpowiedzUsuńhttp://my-independent-game.blogspot.com/ -zapraszam ;)
Przeczytałam całe opowiadanie. W pewnym stopniu też się związałam z Emmą, bo odczuwałam jakbym nią była. Świetnie scharakteryzowałaś Louisa - każdy w opowiadaniu ma inaczej. Wiedziałam że Emma starci dziecko - taka kobieca intuicja. Szkoda, bo na pewno Tomlinsonowie to bardzo przeżywali. W końcu Lou kocha dzieci. No cóż. Nie wiem co powiedzieć, bo nadal ryczę... Chciałabym Ci podziękować że napisałaś tak wspaniałą historię, Twój styl pisania jest perfekcyjny i gratuluję takiego talentu. :) Cieszę się że nie kończysz pisać ogółem, bo cudownie Ci to wychodzi. Przeczuwam że teraz będę czytać Twój drugi blog. :) No to zmykam i jeszcze raz dziękuję i gratuluję.
OdpowiedzUsuńKurde! Znowu placze! Tym razem ze szczescia. Czemu? Nie wiem w koncu to nie mnie spotkalo ale czuje jakby tak bylo. Zjechalas mi psychike! (oczywiscie w pozytywnym sensie :) )
OdpowiedzUsuńTeraz nie zostalo mi nic innego jak wbic na twojego drugiego bloga!
A wiec wbijam!
Iwona :*